Dwa teksty. Dwóch autorów. Dwie epoki. Dwie wykluczające się ideologie. Jeden spektakl. Rozmowa o Polsce jako prowincji w poszukiwaniu tożsamości. Z jednej strony zachłyśnięcie się Europą otwartych granic, z drugiej - hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Każda ze stron przekonana jest, że ma rację, że posiada monopol na prawdę. Ale tak nie jest, bo w grze na ideologie nie chodzi o prawdę. Chodzi o to, żeby się różnić. Jak wyjść z tego konfliktu? Nie wiadomo. Ale wiadomo, że trzeba. Koniecznie.
JarosławTumidajski o przedstawieniu: „Pomysł na ten spektakl zrodził się już jakiś czas temu, jeszcze przed pierwszą edycją KLASYKI ŻYWEJ, konkursu poświęconego dawnym dziełom literatury polskiej. Zrodził się z potrzeby rozmowy o polskim uwielbieniu ideologii (bo już dawno idee zastąpiliśmy ideologiami) - o uzależnieniu od nich, o uzależnieniu od zbyt łatwych odpowiedzi. Cały czas, wciąż i wciąż na nowo, rozmawiamy o naszej tożsamości narodowej, spieramy się o jej źródła, kłócimy o to, jaka jest, a jaka powinna być, nie dostrzegając, że prawda rzadko przejawia się w skrajnościach. Budowanie, czy raczej implantacja, tożsamości (narodowej, obywatelskiej) w oparciu o wybiórczo interpretowaną przeszłość lub też importowanie jej z zachodu w postaci kilku modnych haseł nie rozwiązuje problemu, nie buduje tożsamości w sposób istotny. Jest raczej wyrazem bezradności i bezsilności, jest wynikiem braku refleksji na ten temat, braku odpowiedzi na pytania, kim i jak być - tu i teraz, w tych konkretnych warunkach. We wspomnianym konflikcie jest też jakieś przedziwne echo totalitarnego myślenia, chęć narzucenia zbiorowości ram, w jakich ma się poruszać, wartości, które ma wyznawać. Widoczny jest w tym wszystkim brak zaufania do ludzi i lęk przed wolnością wyboru. Nie chcę tłumaczyć ani atakować żadnej ze stron. Nie chcę bowiem wpisywać się w tę pozorowaną dyskusję. Chcę wyjść poza nią, przedstawić i nakłuć sam mechanizm konfliktu, jego pustkę i absurd. Chcę pokazać, że zagubiony został sens, że działania jednej strony często są już tylko impulsywną, instynktowną reakcją na działania drugiej, są jej lustrzanym odbiciem, a potrzeba różnienia się zastąpiła w polskim społeczeństwie o wiele bardziej pierwotną potrzebę porozumienia. Chciałbym, by ten spektakl był jak spacer pomiędzy Krakowskim Przedmieściem a Placem Zbawiciela. Tam ludzie z flagami i transparentami, zaangażowani chyba nie do końca w swoją sprawę, tu kobiety i mężczyźni zatopieni w swoich poukładanych i niepoukładanych życiach popijający Prosecco. Pozornie dwie różne Polski. A to nieprawda. To jedna i ta sama Polska.”
Spektakl realizowany przy wsparciu finansowym Miasta Pruszcz Gdański.